Po instrumentach optycznych przyszedł czas na ich mocowanie: montaż paralaktyczny oraz drewniany statyw. Zacząłem od montażu, który mimo sprytnej, opatentowanej konstrukcji pozwalającej utrzymać pozycję i precyzyjnie ustawić tubus bez korzystania z mikroruchów, okazał się bardzo prosty. Jego rozebranie, wyczyszczenie i wymiana smaru na wysokiej jakości smar silikonowy nie stanowiła żadnego problemu.

Lakierowane na czarno elementy zostały na koniec wypunktowane czarną farbą akrylową w miejscach ubytków, a całość wypolerowana pastą Tempo.

Statyw

Ten element stanowił znacznie poważniejsze wyzwanie. Jak wiele japońskich statywów astronomicznych z lat 50-tycyh i 60-tych, także ten egzemplarz pomalowany był z zastosowaniem specyficznej techniki, polegającej na wstępnym pokryciu drewna półprzejrzystym białym podkładem, a następnie również częściowo przejrzystym lakierem koloryzującym w brązowo-żółtym kolorze.

Tego typu zabieg utrudnia doczyszczenie i wyszlifowanie drewna, biały podkład wdziera się bowiem w najdrobniejsze zagłębienie jego struktury. Statyw wymagał niestety wymiany lakieru, a dotyczyło to nie tylko drewna, ale również elementów metalowych i tacki na akcesoria, na których warstwa lakieru była mocno zniszczona i odspojona, odsłaniając objawy korozji.

Zdecydowałem się wstępnie wyczyścić drewno z resztek starych lakierów za pomocą piaskowania. Metoda ta ułatwia wybranie złogów starej farby z drobnych zakamarków, bez niepotrzebnego zeszlifowywania warstwy drewna.

Efekt nie był idealny, ale wystarczający aby już łatwo doprowadzić drewno do porządku za pomocą szpachlowania ubytków i ostatecznego szlifowania.

Równolegle pracowałem nad przygotowaniem do lakierowania części metalowych. W tym modelu na czarno polakierowane były nie tylko podkładki i nakrętki skrzydełkowe, ale nawet łebki małych śrubeczek do drewna, mocujących metalowe okucia do nóg statywu. Wszystko to zostało pieczołowicie oczyszczone i przeszlifowane pod kątem lakierowania.

Czasem ciężko zdecydować czy do malowania użyć farby błyszczącej, czy półmatowej. Poszczególne elementy teleskopu mogą różnić się nieco połyskiem. Ja do malowania czarnych detali stosuję najczęściej półmatowe, akrylowe lakiery samochodowe. Taki wybór ma tę zaletę, że stosunkowo łatwo regulować stopień połysku stosując w razie potrzeby pastę polerską, pozwalającą go zwiększyć.

Pomalowana została także mocno zniszczona przeciwwaga, którą któryś z poprzednich właścicieli retuszował przy użyciu czarnego pisaka.
Pe lewej widoczna zaślepka na obiektyw wykonana z puszki po kremie Nivea.

W końcu przyszedł czas aby podjąć próbę odtworzenia oryginalnej technologii malowania drewna. Początkowo sprawa wydawała się prosta. Za pomocą szmatki wtarłem w jego powierzchnię półprzejrzystą warstwę białej farby akrylowej.

Prawdziwe „schody” zaczęły się jednak, gdy na tak przygotowaną warstwę zacząłem nakładać podbarwiony pigmentami malarskimi lakier poliuretanowy. Oryginalne malowanie statywu sugerowało, że w czasach nowości przypominał on pod względem koloru jasne drewno liściaste, takie jak brzoza. Tymczasem okazało się, że wykonany jest z drewna, które pod wpływem wilgoci, lakieru lub tłuszczu, nabierało gwałtownie ciemnego, mahoniowego koloru.

Zdjęcia powyżej pokazujące stan po pokryciu drewna białym akrylem nie zwiastują jeszcze katastrofy która nastąpiła, gdy zastosowałem lakier poliuretanowy. Słabiej pokryte akrylem miejsca zaczęły ciemnieć, co rozpoczęło moją nierówną walkę z niemożliwymi niemal do przewidzenia efektami nakładania kolejnych warstw. Wielokrotnie wracałem do podbarwiania drewna na biało, by potem po raz kolejny nakładać koloryzujący lakier poliuretanowy…

Mahoniowa brzoza jasna

Po nałożeniu ósmej warstwy uznałem, że efekt jest zadowalający. Ba – byłem nawet dumny! Bo czyż nie można być dumnym robiąc „brzozę jasną” z ciemnego mahoniu? Popatrzcie sami – czy ktoś uwierzy że to drewno jest w rzeczywistości ciemne, a cały efekt nie jest kolorem i fakturą drewna, ale pochodzi od pędzla? Kilka osób, które podstępnie wystawiłem na próbę, dało się nabrać… 🙂

Muszę jednak uczciwie powiedzieć, że nie udało mi się dokładnie odtworzyć oryginalnego efektu uzyskanego przez producenta. W jego wersji rysunek śladów białej farby wypełniającej zagłębienia struktury drewna był zdecydowanie mocniejszy. Widać było wyraźnie, że jest to sztuczny efekt wynikający z malowania:

Royal Astro R-63
Oryginalne malowanie przed renowacją. Spod jasnego lakieru w miejscach uszkodzeń przebija ciemny, mahoniowy kolor drewna.

Moja metoda dała po prostu typowy efekt naturalnego, jasnego drewna – statyw wygląda jakby był wykonany z drewna brzozowego. Cóż – „patent” na malowanie statywów był jedną z tych tajemnic japońskich producentów, które pozwoliły im zawojować na długie lata zachodnie rynki, również dzięki bezkonkurencyjnym cenom. Dzięki niemu stosunkowo tani materiał różniący się kolorem, jasnością i fakturą, ulegał wizualnemu scaleniu i nabierał wyglądu wysokiej jakości, selekcjowanego drewna. Może kiedyś uda mi się tę tajemnicę odkryć?

Efekt końcowy

Tymczasem dotarłem do momentu, kiedy wszystko można było wreszcie złożyć w całość. Wprawdzie nie zdążyłem jeszcze zająć się wymagającym wyrównania krawędzi i malowania odrośnikiem, a na czyszczenie oczekiwały cały czas okulary i akcesoria, ale nie mogłem odmówić sobie przyjemności obejrzenia teleskopu w pełnej krasie. Byłem też bardzo ciekaw jak będzie się sprawował. O tym jak wypadły pierwsze testy obserwacyjne i próby fotograficzne oraz jak sprawuje się wyczyszczony i przesmarowany, patentowany montaż napiszę wkrótce. A teraz kilka zdjęć podsumowujących zakończoną (prawie) akcję reanimacyjną. Royal Astro R-63 wrócił do żywych:

Tutaj ze swoim „starszym” (choć niekoniecznie metryką) bratem R-74 z 1962 roku.

Zobacz także:

Loading

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *