Takie można przynajmniej odnieść wrażenie, poszukując w internecie jakiejkolwiek wzmianki o tym modelu. Refraktor na montażu azymutalnym trafił do mnie dość nieoczekiwanie z Niemiec, w bardzo dobrym stanie, wymagającym jedynie przeczyszczenia i wymiany smarów. Przekopałem skrupulatnie zasoby kilku wyszukiwarek. Jeśli nie liczyć mojego własnego wpisu na „Astromaniaku”, nie udało mi się znaleźć praktycznie żadnych informacji o tym modelu.
Na forum Cloudynights natrafiłem na wątek, w którym ktoś prosił o informacje na temat modelu Vixen Sky Scope 60E. Okazało się, że jest to identyczny refraktor, tyle że na montażu paralaktycznym. Istnienie takiego odpowiednika było jednak jedyną konkretną informacją wyniesioną z tamtej dyskusji. Szacowano w niej, że model może pochodzić z lat 90-tych ze względu na charakterystyczny zielony, młotkowy lakier, używany w tamtym czasie przez Vixena.
W rzeczywistości ten typ lakieru pojawił się na sprzęcie Vixen już w latach 80-tych. Na drugą połowę tej dekady mogłaby wskazywać konstrukcja celi obiektywu. Identyczną oprawę zastosowano w refraktorze Eschenbach Novalux 415, wprowadzonym na rynek najprawdopodobniej z okazji wizyty komety Halleya w 1986 roku.
Fakty
Vixen Sky Scope 60L to refraktor o średnicy 60 mm i ogniskowej 80 mm. Teoretycznie daje to światłosiłę na poziomie 1:13,3. Okazuje się jednak, że średnica czynna obiektywu jest wyraźnie większa i wynosi 65 mm. Rzeczywista światłosiła wynosi w takim wypadku 1:12,3.
Model charakteryzuje się sporym udziałem części plastikowych. Z tworzywa wykonany jest zarówno tubus jak i odrośnik, a także oprawa, w której porusza metalowa tuleja wyciągu okularowego. Plastikowe są również rozpórki statywu i obejmy mocujące je do metalowych nóg. Materiał z którego wykonano tubus wygląda na białe PCV. Rura nie jest lakierowana i posiada satynowy półpołysk charakterystyczny dla tego typu tworzywa. Z tego samego materiału wykonany jest prawdopodobnie tubusik szukacza. Odrośnik wykonano z twardszego tworzywa o wyższej jakości i połysku, przypominającego polistyren. Po latach okazało się ono podatne na żółknięcie pod wpływem UV.
Refraktor wyposażony jest w typowy mini-szukacz z krzyżakiem. Na wyposażeniu egzemplarza, który udało mi się sprowadzić, był również okular H-18 mm oraz kątówka 90 stopni. Akcesoria – oczywiście w standardzie 0,965” – są oryginalne, ale nie wiem czy ich lista jest kompletna. Prawdopodobnie brakuje tacki na akcesoria. Być może w komplecie była także soczewka Barlowa albo więcej okularów?
Model 60L korzysta z prostego, ale bardzo stabilnego montażu azymutalnego z mikroruchami w osi poziomej. Blokada pozycji tubusa jest bardzo precyzyjna, nie ma mowy o wkurzającym „opadaniu po zablokowaniu”, charakterystycznym dla montaży o podobnej konstrukcji, w teleskopach „marketowej” klasy. Metalowy statyw jest bardzo lekki i wygodny. Rozstaw nóg łatwo zmienia się jednym ruchem ręki i pozostają one w swej pozycji bez konieczności blokowania np. śrubami. Bardzo ułatwia to sprawne przenoszenie.
Od strony mechanicznej Vixen Sky Scope 60L jest prosty, ale perfekcyjny – zarówno jeśli chodzi o montaż i statyw jak i wyciąg okularowy. Ten ostatni porusza się precyzyjnie, płynnie i osiowo, mimo pewnych luzów na samym pokrętle.
Hipotezy
Muszę powiedzieć, że obcowanie z tego typu kulturą wykonania budzi szacunek – jednak można! Tym bardziej, że spory udział plastiku może sugerować, iż linia Sky Scope nie była szczególnie prestiżowa i wyrafinowana technicznie.
Vixen unikał psucia wizerunku marki oficjalnym udziałem w najpopularniejszym segmencie rynku, dedykowanym klienteli marketów i sieci handlowych. Jeśli ich produkty trafiały do tego rodzaju dystrybucji, to sygnowane markami własnymi sieci handlowych – takimi jak np. Tasco. W oficjalnej ofercie Vixena znajdziemy jednak również sprzęt z „niższej półki”, przedstawiany jako produkty edukacyjne, szkolne itp. Być może linia Sky Scope to właśnie tego typu kategoria produktów, które nie trafiły nigdy do szerokiej dystrybucji? To mogłoby tłumaczyć niemal całkowite milczenie „internetów” na temat tego modelu.
Pierwsze światło
Pierwsza, a także kolejne obserwacje, podczas których próbowałem porównać jakość obrazów uzyskiwanych tym refraktorem z typowo „marketowym” modelem japońskim z lat 70-tych pokazały, że jest to „tylko”, albo „aż” bardzo dobry achromat. W zestawieniu z Vikingiem 60/700 (prod. Towa), Vixen dawał obrazy o porównywalnej precyzji, choć nieco ciemniejsze i mniej kontrastowe oraz obarczone minimalnie większą aberracją chromatyczną. Przy powiększeniach rzędu 70-80x uzyskiwanych dobrej jakości okularem ortoskopowym, pozostawała ona jednak na niemal symbolicznym poziomie, nie wpływając zauważalnie na precyzję detalu lub nawet ogólne wrażenie.
To co zwraca uwagę, to wyraźnie mniejsza jasność obrazu. Podczas obserwacji Księżyca może ona uchodzić za walor pod warunkiem, że Księżyc znajduje się wysoko nad horyzontem. Jednak gdy Księżyc jest nisko, a niebo nie jest całkiem ciemne – np. wkrótce po nowiu – mniejsza jasność staje problemem rzutującym także na kontrast – i w konsekwencji także na możliwość wyłowienia wzrokiem delikatnych detali.
Podczas kolejnej próby skierowałem Vixena m.in. w kierunku Jowisza. Przy powiększeniu 80x (okular ortoskopowy Zeiss O-10) teleskop pokazał dwa główne pasy równikowe, wraz z ich nieregularnościami i zarysami drobniejszych formacji. Obraz planety był plastyczny, z widocznym pociemnieniem biegunowym. Trzeba jednak pamiętać, że w tym roku Jowisz znajduje się nisko nad horyzontem, a warunki jego obserwacji są bardzo słabe.
Tyle jeśli chodzi o bardzo pobieżną ocenę optyki. Pod względem mechanicznym Vixen to zupełnie inna liga niż Towa/Viking, który mimo że również japoński, był typowym reprezentantem produktów oferowanych przez sieci handlowe takie jak Neckermann czy Quelle. Vixen jest precyzyjny, stabilny, niezawodny mechanicznie. Praca montażu i wyciągu nie budzi frustracji – to działa jak należy! Pewnym mankamentem w jesienne, wilgotne noce okazuje się plastikowy tubus, który zbiera wilgoć mocniej niż tubusy metalowe.
Na temat japońskich refraktorów starej daty krążą prawdziwe legendy, a ich miłośnicy prześcigają się często w relacjach wskazujących na niespotykaną, „rzucającą na kolana” jakość obrazów. Nie mogę tego powiedzieć o tym modelu. Obraz jest świetny – precyzyjny, kontrastowy, naturalny, pozbawiony niemal aberracji chromatycznej. Ale nie wyróżnia się specjalnie w porównaniu z Vikingiem o zbliżonych parametrach.
Czekam teraz na Księżyc. Kiedy zacznie wędrować wyżej na zimowym niebie, spróbuję wykonać testy fotograficzne, pokazujące możliwości tego bardzo prostego, ale zgrabnego i poręcznego instrumentu, z którym po prostu przyjemnie jest mieć do czynienia!
Zobacz także
- Japoński refraktor Viking 60/700: reanimacja
- Refraktor Viking 60/700 – pierwsze światło
- Eschenbach Novalux 415: Niemiec z japońskim rodowodem