Wysiłki zmierzające do odbudowy potencjału produkcyjnego PZO Warszawa rozpoczęły się już w 1944 r., mimo trwającej jeszcze okupacji. Pod koniec lat 50-tych zaowocowały one pojawieniem się dwóch znakomitych instrumentów. Mowa o lunecie obserwacyjnej L40x64 oraz o astronomicznym teleskopie szkolnym T50x70. Luneta przeznaczona do obserwacji ziemskich, wciąż cieszy się uznaniem i zainteresowaniem – także wśród miłośników astronomii. O niszowym teleskopie T50x70 wielu z nas w czasach PRL nawet nie wiedziało. Nie trafił on nigdy do regularnej sprzedaży detalicznej, a w prywatnych rękach znalazło się wówczas najprawdopodobniej zaledwie kilkadziesiąt egzemplarzy.
O małej dostępności T50x70 przesądził eksport: dobra jakość optyki i solidna, niezawodna konstrukcja, pozwalały sprzedawać go przez wiele lat do krajów zachodnich. Nawet dzisiaj wydaje się, że instrument ten, mający już status klasycznego zabytku, jest wciąż popularniejszy w USA niż w Polsce, gdzie pozostaje może nie tyle zapomniany, co po prostu – nieznany…
Historia powstania szkolnego „maczka”
Koniec lat 50-tych to w Polskich Zakładach Optycznych okres intensywnej modernizacji parku maszynowego. Nowe urządzenia musiały sprostać m.in. zobowiązaniom wynikającym z dużego kontraktu eksportowego z Chińską Republiką Ludową. To właśnie w tym czasie wdrożono technologię zabezpieczania powierzchni luster za pomocą warstwy tlenków krzemu. Otworzyło to drogę do produkcji teleskopu zwierciadlanego spełniającego współczesne wymogi, a wiele powstałych wówczas instrumentów zachowało swoją optyczną sprawność do dzisiaj.
Jeden z takich egzemplarzy trafił do mnie po latach służby w szkolnej pracowni fizyki, a następnie przymusowym „urlopie”, spędzonym zapewne w piwnicy lub na strychu. To typowy scenariusz – większość egzemplarzy, które przetrwały w Polsce do dziś, pochodzi ze szkolnego „demobilu”. Mojemu turkusowemu znalezisku poświęcę wkrótce osobny wpis, ograniczając się na razie do zaprezentowania kilku jego zdjęć.
T50x70 to konstrukcja z 1958 roku zaprojektowana przez Janusza Olczaka i Janusza Niewiadomskiego. Zastosowanie układu Maksutowa pozwoliło zminimalizować rozmiary instrumentu. 70 mm średnicy lustra głównego i ogniskową 765 mm (f:11) zmieszczono w kompaktowym tubusie o długości nieco ponad 18 cm (23 cm z okularem) i średnicy ok. 8,5 cm. Pierwsze egzemplarze reflektora zaczęły opuszczać zakłady PZO prawdopodobnie już w 1959 roku.
Plany produkcyjne PZO anonsowała w numerze z czerwca 1958 r. „Urania” (miesięcznik Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii – PTMA), rozwiewając jednak nadzieje dotyczące dostępności instrumentu. W tekście Antoniego Piaskowskiego czytamy:
– Głównym celem niniejszego artykułu jest sprawa zaopatrzenia członków PTMA w niżej opisane lunety o obiektywach średnicy 70, względnie 64 milimetrów, gdyż produkowane będą wyłącznie na zamówienie określonych instytucji i w związku z tym nie zostaną wypuszczone na rynek do wolnej sprzedaży (dotyczy to w każdym razie teleskopu meniskowego „T 50X70”). Gdyby jednak wśród czytelników „Uranii” znalazła się dostateczna ilość osób reflektujących na zakup tych narzędzi, to nie jest rzeczą wykluczoną, że udałoby się skłonić PZO do wykonania pewnej dodatkowej ilości egzemplarzy tych lunet. Dlatego też ewentualni reflektanci proszeni są o możliwie szybkie nadesłanie zgłoszeń na adres Oddziału Warszawskiego (PTMA – przyp. red.) (zwracanie się bezpośrednio do PZO jest bezcelowe).
Czy akcja się udała? Wzmiankę na ten temat znajdujemy w grudniowym numerze „Uranii” z 1961 r., w którym Piaskowski pisze:
– W chwili obecnej powyższe narzędzia od dawna znajdują się już w handlu, przy czym teleskopy Maksutowa nabywać można w cenie 2560 złotych (bez statywu) w sklepach Centrali Zaopatrzenia Szkół „Cezas”. Jeśli chodzi o uruchomienie produkcji tych teleskopów, to odnotować warto pewną rolę naszego Towarzystwa. Podjęta bowiem przez mgr. Drojanowskiego akcja zbierania zamówień, zarówno wśród członków PTMA (36 sztuk) jak i wśród odpowiednich instytucji, doprowadziła do zebrania dostatecznej ilości zgłoszeń, by uruchomienie produkcji było dostatecznie opłacalne.
Sytuacja może wydawać się niezrozumiała. Teleskop z założenia pozostawał nieosiągalny dla indywidualnych odbiorców mimo, że jego cenę wywindowano do 2 560 zł (bez statywu…). Sporo – zważywszy, że w 1961 r. średnia miesięczna pensja wynosiła w Polsce 1 625 zł! Tymczasem producenta trzeba było „skłaniać” za pośrednictwem oficjalnych organizacji, by zechciał sprzedać dodatkowe egzemplarze członkom PTMA…
Tysiąc teleskopów na tysiąclecie?
Cele komercyjne i sprzedażowe pozostawały jak widać poza kręgiem zainteresowań producenta – i to nawet pomimo komercyjnego sukcesu tego modelu za granicą. Trudno uwierzyć, że brano go od początku pod uwagę, skoro zaprojektowano okulary niepasujące do obowiązującego w krajach zachodnich standardu 0,965” – o czym więcej za chwilę. Można odnieść wrażenie, że myślenie o ekonomii ograniczało się do upraszczania konstrukcji i troski o minimalizowanie kosztów produkcji.
Odnotowując wynikające stąd mankamenty, pamiętać trzeba o jednym: główną zaletą T50x70 było to, że w ogóle powstał! Biorąc pod uwagę ówczesną sytuację gospodarczą i polityczną Polski, zniszczonej w wyniku wojny i niemieckiej okupacji, a następnie podporządkowanej potrzebom produkcyjnym sowieckiej machiny militarnej, przeforsowanie pomysłu produkcji teleskopu dla pasjonatów astronomii mogło wydawać się zupełnie nierealistyczną fanaberią – a jednak się udało! Oszczędność i prostota konstrukcji nie mogą w takiej sytuacji dziwić – zwłaszcza w wypadku instrumentu przeznaczonego do eksploatacji w warunkach szkolnych. Po latach okazują się one nawet atutem, dzięki któremu wiele z zachowanych do dziś egzemplarzy może pochwalić się pełną sprawnością i funkcjonalnością.
Jaka była zatem prawdziwa geneza powstania T50x70?
Gdy w 1958 r. koncepcja produkcji teleskopu nabierała realnych kształtów, w Polsce ruszał właśnie zapowiedziany kilka lat wcześniej przez Władysława Gomułkę program „Tysiąc szkół na Tysiąclecie”, będący odpowiedzią na powojenną falę wyżu demograficznego. Miał on uświetnić przypadające na 1966 r. obchody 1000-lecia powstania państwa polskiego oddaniem do użytku tysiąca nowych szkół, stanowiąc jednocześnie rodzaj propagandowej przeciwwagi dla celebrowanych przez Kościół, „konkurencyjnych” obchodów millenium chrztu Polski. Jak to się często w czasach PRL zdarzało, program miał także „drugie dno”, jakim były ukryte cele paramilitarne. Nowe budynki projektowano i wyposażano tak, aby w razie wojny pozwalały się łatwo przekwalifikować na sieć prowizorycznych szpitali wojskowych.
Czasu było niewiele, a nacisk polityczny oraz związane z tym przedsięwzięciem wyzwania ekonomiczne i organizacyjne – gigantyczne. Budowane według nowatorskich standardów architektonicznych obiekty, wymagały olbrzymich ilości wyposażenia… Klasyczne warunki sprzyjające korupcji i nadużyciom!
W warunkach realnego socjalizmu było jednak nieco inaczej. Prywatny biznes, potencjalnie zainteresowany pasożytowaniem na publicznych inwestycjach – nie istniał. Silna presja stwarzała za to okazję „przemycenia” i wprowadzenia w życie pomysłów, które normalnie nie miałyby szans na realizację. Czy uruchomienie produkcji T50x70 było inicjatywą władz, wynikającą z potrzeb tego programu? A może odwrotnie – to inżynierowie z PZO dostrzegli w nim okazję i pretekst, pozwalający przekonać decydentów politycznych do rozpoczęcia produkcji instrumentu, na który tak bardzo czekali miłośnicy nocnego nieba?
Tego się już prawdopodobnie nie dowiemy, podobnie jak tego ile egzemplarzy wyprodukowano w sumie (jeżeli poprawnie interpretuję systematykę numerów seryjnych, mogło to być ok 5 tys.), albo jaki ich procent powędrował do szkół, a jaki – za granicę. W ramach programu oddano ostatecznie do użytku ponad 1,4 tys. szkół i wiele, być może większość z nich, zostało wyposażonych w teleskop meniskowy PZO.
Skromna skala produkcji PZO była jednak kroplą w morzu potrzeb systemu edukacji. Społeczny fundusz budowy szkół kontynuował finansowanie inwestycji także po 1966 r. W sumie do 1971 r. wzniesiono z jego środków blisko 2,8 tys. placówek. Stanowiło to zaledwie ok. 10% funkcjonujących w Polsce szkół podstawowych. Nawet jeśli wszystkie one otrzymały szkolnego maka, teleskop pozostawał w przeciętnej polskiej szkole rzadkością – w mojej „podstawówce” nikt o takim instrumencie chyba nawet nie słyszał. Tymczasem większość egzemplarzy, które nie trafiły do sal lekcyjnych, wysłano na Zachód. Miłośnicy nocnego nieba w Polsce zostali z niczym.
Samotny meteor
Wracając do akcji opisywanej przez „Uranię”… Odnotujmy, że nie była ona jedynym przykładem tego typu negocjacji z PZO. W latach późniejszych udało się np. „skłonić” producenta do wypuszczenia partii znakomitych obiektywów achromatycznych 67×800 mm, zaprojektowanych specjalnie dla członków PTMA. Sam znalazłem się w latach 80-tych w gronie szczęśliwców, którzy otrzymali wraz z legitymacją i odznaką organizacyjną PTMA taki „przydziałowy” dublet, stanowiący punkt wyjścia do samodzielnej budowy mojego pierwszego teleskopu z (prawie) prawdziwego zdarzenia!
Powód organizowania takich akcji był prosty: w Polsce Ludowej rynek sprzętu astronomicznego nie istniał. W sklepach foto-optycznych można było sporadycznie „upolować” dobrej jakości lornetkę PZO, być może do sprzedaży detalicznej trafiały czasem wspomniane lunety L40x64. Jednak sprzęt stricte astronomiczny był niedostępny. Nie produkowano go (jeśli nie liczyć T50x70) ani nie sprowadzano z zagranicy – nawet z „bratnich” krajów socjalistycznych. Z resztą obostrzenia obowiązywały również w NRD, gdzie Zeiss Jena produkował wprawdzie świetne instrumenty astronomiczne, dostępne jednak wyłącznie dla instytucji państwowych. Podczas wycieczek do NRD można było jednak liczyć na okazję zakupu drobnych zeissowskich akcesoriów, takich jak okulary, filtry czy soczewki Barlowa. Tylko do czego je zamontować?
Jedną z niewielu opcji było wówczas samodzielne szlifowanie lustra i budowa teleskopu zwierciadlanego. Dołączyłem w tamtym czasie do grona desperatów, którzy zamienili mieszkanie w pracownię szlifierską, ale zabrakło mi determinacji by przebrnąć przez etap polerowania. Lustra po wyszlifowaniu trafiły do szuflady, nie doczekawszy nigdy Pierwszego Światła.
T50x70, który pojawił się w Polsce zupełnie nieoczekiwanie, miał szansę zmienić tę beznadzieją sytuację. Niestety – z jakichś powodów, równie nieoczekiwanie zniknął jak meteor za zachodnim horyzontem. Większość z nas nawet go wówczas nie zaobserwowała.
T50x70: Wady i zalety
Dążąc do uproszczenia konstrukcji, zdecydowano się zastosować nietypowy system ogniskowania. Błyskotliwy z pozoru pomysł okazał się jednak brzemienny w skutki, przesądzając o uciążliwych ograniczeniach instrumentu.
Współczesne konstrukcje w systemie Maksutowa czy Schmidta-Cassegraina dysponują mechanizmem ogniskowania opartym o ruchome lustro główne. Zapewnia on bardzo szeroki zakres ogniskowania, choć bywa kapryśny. Użytkownicy często uzupełniają go o dodatkowy wyciąg okularowy, pozwalający uzyskać większą precyzję wyostrzania i uniknąć efektów związanych z rozregulowaniem podzespołów poruszających ciężkim lustrem.
Zakres ogniskowania
Konstruktorzy T50x70 sięgnęli po rozwiązanie ekstremalne – i całkowicie pozbawili teleskop mechanizmu ogniskowania. Lustro główne jest tutaj nieruchome, a zewnętrznego wyciągu okularowego brak. Zamiast tego, zdecydowano się na przeniesienie zadań związanych z ogniskowaniem na okulary. Zostały one wyposażone w oprawkę z gwintem wielozwojowym, pozwalającym uzyskać niewielki zakres ruchu soczewki ocznej. Rozwiązanie takie stosowane jest w lornetkach, mających zwykle znacznie krótszą ogniskową.
Ograniczony zakres ruchu oprawki pozwala uzyskać poprawny obraz obiektów odległych, ale utrudnia uzyskanie ostrości na bliższych dystansach, zmuszając do ryzykownego manewrowania położeniem całego okularu. Gdy dodamy do tego opisane dalej problemy z odblaskami okaże się, że testowana przeze mnie wersja jest w praktyce instrumentem wyłącznie astronomicznym, nieprzystosowanym do obserwacji ziemskich.
Akcesoria
Sposób wyostrzania zastosowany w T50x70 oznacza, że okular staje się integralną częścią teleskopu. Ograniczenie akcesoriów do dedykowanych okularów, okazało się jednym z najpoważniejszych mankamentów instrumentu. Użytkownicy zostali skazani na dwa fabrycznie dostarczone okulary:
Ogniskowa | Powiększenie | Źrenica wyjściowa | Pole widzenia | Zdolność rozdzielcza |
15,33 mm | 50x | 1.4 mm | 42′ | 2” |
8,31 mm | 92x | 0,76 mm | 34′ | 2” |
Pierwszy z nich to najprawdopodobniej 4-soczewkowy okular symetryczny, o konstrukcji efektywnie redukującej aberrację chromatyczną. Drugi jest według danych producenta 5-soczewkowym okularem ortoskopowym.
Mimo dobrej jakości, konstrukcja okularów rodzi kolejny problem, wynikający niestandardowej, 17-milimetrowej średnicy obsady. Nawet gdyby zgodzić się na prowizoryczny sposób wyostrzania za pomocą ręcznego manewrowania okularem w tulei mocującej, nie da się w niej umieścić ani okularów w obowiązującym wówczas na świecie standardzie 0,965”, ani nawet produkowanych przez PZO okularów mikroskopowych o średnicy 23,2 mm. A może chociaż oparte na analogicznej konstrukcji okulary z lunety L40x64…? Muszę rozwiać te nadzieje: nie pasują! Choć dziś trudno to zrozumieć, bardzo podobne i wprowadzone w tym samym czasie do produkcji okulary do L40x64, różniły się średnicą obsady (20 mm) – nadal nie mieszcząc się w żadnych standardach!
Rozumiemy oczywiście, że tego typu absurdy były ceną płaconą za oderwanie się od mechanizmów wolnorynkowych, weryfikujących pomysły i decyzje powstające przy biurku. Z drugiej strony trzeba przyznać z pewnym żalem, że w tym samym czasie, towarzysze niemieccy w NRD zdobyli się na przestrzeganie zasady „Ordnung muß sein”. Zakłady Zeissa w Jenie honorowały standard 0,965”, co procentuje do dzisiaj.
Mówiąc o akcesoriach warto zapisać producentowi na plus, że T50x70 wyposażony był standardowo w ekran do rzutowania obrazu Słońca o rozmiarach 15×15 cm. Możliwość przesuwania go wzdłuż osi teleskopu pozwalała dzięki manewrowaniu okularem uzyskiwać ten sam rozmiar liniowy tarczy słonecznej, niezależnie od zmian jej rozmiarów kątowych w ciągu roku. W szkołach to właśnie obserwacje Słońca z użyciem ekranu i możliwością wykonywania szkiców, były jednym z podstawowych zastosowań teleskopu.
Pełen zestaw akcesoriów obejmował:
- 2 wspomniane okulary
- ekran słoneczny
- pokrywę obiektywu
- drugą pokrywę obiektywu z otworem zmniejszającym aperturę na użytek obserwacji Słońca
- pędzelek zalecany przez producenta do odkurzania menisku (być może tylko w wersjach eksportowych)
- flanelową ściereczkę do czyszczenia (być może tylko w wersjach eksportowych).
W ofercie eksportowej pojawiają się także akcesoria opcjonalne (za dopłatą):
- lekki statyw stołowy (zapewne z lunety L40x64)
- adapter redukujący gwint 20 mm na gwint fotograficzny, pozwalający na montaż na standardowym statywie fotograficznym.
Prosta konstrukcja oryginalnej wersji instrumentu nie uwzględniała natomiast szukacza, który zastąpiono zwykłą muszką i szczerbinką. Ciekawe, czy kątówki widoczne na niektórych zdjęciach są oryginalnym elementem zestawu. Na możliwość taką wskazują relacje autorów zdjęć, jednak nie jest jasne jak poradzono sobie w takim wypadku z kilkucentymetrowym wydłużeniem toru optycznego i odsunięciem okularu od ogniska.
Trwałość powłok zwierciadła głównego
Po latach okazało się, że wprowadzona w 1959 roku technologia zabezpieczania powierzchni luster nie jest jednak tak trwała, jak można było oczekiwać. Większość egzemplarzy T50x70 jaka przetrwała do dzisiaj, nosi większe lub mniejsze ślady złuszczania się i odspajania warstw pokrywających lustro główne, a widoczne jest to zwykle w pobliżu krawędzi. Niewielkie ubytki i uszkodzenia nie wpływają zauważalnie na obraz. Zwiastują jednak problem, który narastając, może docelowo zmusić do wymiany powłok.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że mechaniczne odspajanie nie jest jedynym wskazaniem do ich wymiany. W wypadku reflektorów mamy do czynienia z systematycznym obniżaniem się sprawności optycznej luster, nawet jeśli ich powierzchnie znajdują się w pozornie idealnym stanie. Po kilkunastu latach efekt ten skutkuje zauważalnym zmniejszeniem jasności obrazu – nawet w wypadku optyki produkowanej współcześnie. W wypadku instrumentu o kilkudziesięcioletniej historii, konieczność wymiany powłok nie powinna zatem zaskakiwać – niezależnie od stanu wizualnego powierzchni.
Jakość obrazów
Świetne obrazy planetarne i księżycowe – za to ceniony jest ten model. Tak był z resztą reklamowany za granicą, co wynika chociażby z jego parametrów skutkujących stosunkowo niewielkim polem widzenia – typowym dla instrumentów „planetarnych”. Trzeba powiedzieć, że dołączone do zestawu okulary nie dają pełnego obrazu możliwości teleskopu, nie pozwalają bowiem uzyskać maksymalnego sensownego powiększenia. Reflektor tej średnicy powinien pozwalać na bezproblemowe uzyskanie powiększeń przekraczających 100 x, a w dobrych warunkach zapewne znacznie więcej. Tymczasem za pomocą dedykowanych okularów można nim uzyskać maksymalnie 92-krotne powiększenie (być może chodziło tu o zapewnienie optymalnych warunków obserwacji tarczy słonecznej z użyciem ekranu projekcyjnego). W takiej sytuacji pozbawiony śladów aberracji chromatycznej obraz jest oczywiście imponująco precyzyjny.
Dość poważnym mankamentem tego modelu – przynajmniej w testowanej przeze mnie, oryginalnej wersji szkolnej – okazują się natomiast odblaski. Wiązka światła kierowana jest do okularu przez niezmatowioną tuleję, podatną na powstawanie tego efektu.
W wypadku jaśniejszych gwiazd lub planet pozostających tuż za polem widzenia, odblaski mogą przyjmować formę okrągłych, świetlistych artefaktów, widocznych na krawędzi pola. Podczas obserwacji jasnych obiektów znajdujących się w polu widzenia (Księżyc), odbicia światła z wnętrza tulei stają się wyraźniejsze, co musi wpływać w pewnym stopniu na obniżenie kontrastu. Im jaśniej – tym gorzej: efekt obniżenia kontrastu, któremu towarzyszy poświata obejmująca dużą część obrazu, jest szczególnie dotkliwy w wypadku obserwacji dziennych. Być może konstruktorzy uznali, że teleskop nie jest do takich zastosowań przeznaczony?
Montaż i statyw
Prosty, widłowy montaż azymutalny stanowi, podobnie jak okulary, integralną częścią teleskopu. Wyposażono go w mocowanie pasujące do statywów geodezyjnych ze standardową śrubą mocującą 20 mm – takich jak np. produkowane przez PZO modele StG-3 lub StG-4.
Montaż pozbawiony jest mikroruchów, ale dobrze wyważony, masywny i krótki tubus pozwala utrzymać stabilną pozycję w osi poziomej nawet przy pewnym poluzowaniu śruby dociskowej. Zapewnia to całkiem dobry komfort śledzenia obiektów. Dzięki stabilności i precyzji ruchu, rozwiązanie okazuje się w praktyce wygodniejsze niż wiele ówczesnych montaży azymutalnych produkcji japońskiej, nawet tych wyposażonych w mikroruchy.
Egzemplarz który do mnie trafił, wyposażony jest w statyw geodezyjny PZO StG-3 i jest to oryginalna konfiguracja przeznaczona dla szkół. Statyw to dobrej jakości, prosta (nierozkładana) , ale solidnie wykonana konstrukcja, pozwalająca na utrzymanie instrumentu na wysokości wystarczającej do prowadzenia obserwacji mimo braku kątówki.
Niektóre wersje eksportowe były oferowane w komplecie z lekkim statywem metalowym, zaadaptowanym zapewne z lunety L40x64. Za granicą oferowano też opcjonalny adapter 1/4”-20 mm pozwalający na mocowanie montażu na statywie fotograficznym.
Okazuje się, że StG-3 przeżywa w tej chwili w Polsce renesans zainteresowania – tym razem za sprawą specjalistów od aranżacji wnętrz. Prosta, nierozkładana konstrukcja nadaje mu ażurowy, lekki wygląd, świetnie kontrastujący z ciężkimi reflektorami estradowymi. Montowane są one chętnie na StG-3 i sprzedawane jako designerskie lampy retro w stylu „loftowym”.
Malowanie
Udokumentowane na zdjęciach egzemplarze T50x70 wskazują, że model ten opuszczał zakłady PZO w trzech wariantach malowania:
- młotkowy turkusowy
- młotkowy ciemnoszary
- fakturowy kremowy z czarnym montażem
Pierwotna wersja malowana była lakierem młotkowym w kolorze turkusowym lub ciemnoszarym, zazwyczaj bardzo dobrze zachowanym na istniejących do dzisiaj egzemplarzach.
Wersje malowane na ciemnoszaro mają zwykle wyższe numery seryjne – być może pojawiły się dopiero pod koniec lat 60-tych i na początku 70-tych. Elementy galwanizowane lub aluminiowe uzyskały tu ujednolicone, matowe wykończenie, przypominające powierzchnię anodowanego na naturalny kolor aluminium. Dotyczy to także okularów.
Wydaje się, że nieco gorzej radzi sobie jednorodny w kolorze, fakturowy lakier stosowany na późniejszych egzemplarzach z lat 70-tych, np. wersji eksportowej „Copernicus”. Pokryte nim instrumenty w kolorach kremowych – od ciepłej bieli perłowej do odcieni piaskowego beżu – noszą często ślady odspajania się warstwy lakierniczej, zwłaszcza na krawędziach. W wariancie tym montaż malowany był na czarno, nawiązując do czarnych pokręteł śrub dociskowych.
Warianty, wersje eksportowe
Nie mam sprawdzonych informacji od kiedy rozpoczęto eksport T50x70 ani na jakie rynki trafiał. Na pewno oferowany był w Wielkiej Brytanii oraz USA. Sprzedaż za granicę mogła zacząć się wkrótce po rozpoczęciu produkcji i trwała prawdopodobnie do początku lat 80-tych. Jeśli chodzi o cenę, to wydaje się, że oscylowała ona przez cały ten okres w okolicach 200-250 USD.
Na zagranicznych aukcjach do dzisiaj można spotkać typowe, „szkolne” egzemplarze T50x70, z adnotacją „U.S.A.” w rubryce „Cena detal.” na etykiecie. Dowodzi to, że eksportem objęta była przez pewien czas również standardowa wersja teleskopu, pakowana w skrzynki wykonane z cienkiej sklejki i oklejone z zewnątrz czarnym papierem introligatorskim. Dotyczy to w każdym razie nieco późniejszej wersji malowanej na ciemnoszaro:
Celmak – lata 60-te
Pierwsza amerykańska reklama naszego „maka” jaką udało mi się znaleźć pochodzi z listopadowego numeru Sky&Telescope z 1964 r. Widzimy na niej egzemplarz T50x70 oferowany przez firmę Cell Optical Industries. Noszący nazwę „Celmak” teleskop uzupełniony jest o klasyczny szukacz oraz mechanizm mikroruchów w obu osiach montażu. Jest to prawdopodobnie wyłącznie eksportowy wariant.
Instrument osadzony jest na lekkim, „stołowym” statywie metalowym, będącym zapewne zaadaptowanym statywem lunety L40x64. Istnieje potwierdzone relacją świadka domniemanie, że wersja ta wyposażona była fabrycznie w kątówkę 90 stopni produkcji PZO. Poza tym wygląda ona na zgodną ze „szkolnym” pierwowzorem – również w zakresie malowania z użyciem lakieru młotkowego. Dzięki uprzejmości Steva z forum CloudyNights.com możemy obejrzeć unikatowe zdjęcia tego wariantu:
„Udoskonalenia” wydają się nie tylko niezgrabne, ale – zważywszy na ograniczone powiększenia – przede wszystkim zbędne. Zwłaszcza obcy stylistycznie, duży szukacz sprawia wrażenie elementu pochodzącego z innego instrumentu, dodanego nieco na siłę. Niweczą one pierwotny urok prostej, zgrabnej konstrukcji, co dostrzeżono chyba także w PZO, rezygnując z tych dodatków w późniejszym okresie.
Copernicus – lata 70-te i początek 80-tych
W latach 70-tych pojawiła się nowa wersja. Zdecydowano się pozostać przy uproszczonej konstrukcji bez szukacza i mikroruchów, dokonując pewnych zmian stylistycznych. Wariant ten, obecny również w Polsce, reklamowany był za granicą jako „Copernicus Telescope” sloganem „Optics from Kopernik country” („Optyka z kraju Kopernika”). Jedno ze źródeł sugeruje, że wersja ta powstała w 1973 roku, z okazji 500-lecia urodzin naszego astronoma, co świadczyłoby o dość przemyślanej strategii marketingowej.
W modelu tym zamieniono metalowe pokrętła śrub blokujących na czarne pokrętła plastikowe, dobrze pasujące do czarnego lakieru zastosowanego na montażu. Tym razem był to prosty i tani, a jednocześnie całkiem udany „upgrade stylistyczny”, dzięki któremu teleskop nabrał wyglądu bardziej przystającego do stylistyki lat 70-tych. Wygląd zmieniły muszka i szczerbinka, a także dociskowy pierścień mocujący menisk, który wydaje się być ok. 2-krotnie grubszy niż w wersji pierwotnej (co musiało chyba wpłynąć na zmniejszenie czynnej średnicy menisku). Całość uzupełniono przyzwoicie zaprojektowanym opakowaniem z wizerunkiem Mikołaja Kopernika, przeznaczonym na rynki zagraniczne. W Polsce teleskop dostarczany był nadal w czarnej skrzynce ze skromną etykietą zastępczą, wykonanej tym razem czysto introligatorskimi technikami, bez użycia sklejki.
Podsumowując informacje jakie udało mi się zebrać, genealogia PZO T50x70 wydaje się następująca:
- Podstawowa, wczesna wersja szkolna malowana na turkusowo (od 1959 r.)
- Turkusowa wersja eksportowa „Celmak” z mikroruchami i szukaczem
- Ciemnoszara wersja szkolna, kierowana również na eksport (druga połowa lat 60-tych, być może początek lat 70-tych, numery seryjne prawdopodobnie powyżej 1,5 tys., sięgają ponad 2 tys.)
- Kremowo-czarna wersja z plastikowymi śrubami (pierwsza połowa lat 70-tych, być może 1973, do początku lat 80-tych, numery seryjne prawdopodobnie liczone od zera, sięgają ok 2,5 tys.)
- Wersja eksportowa „Copernicus”
Moje szacunki dotyczące dat i zakresów numerów seryjnych są niepewne i bazują na dokumentacji fotograficznej dostępnej w chwili pisania artykułu.
Podwójne życie TW „Kopernik”…?
Zastanawiać może uwaga, jaką władze przykładały do eksportu T50x70 i włożony w tę sprzedaż wysiłek – zwłaszcza jeśli zestawić go z kompletnym brakiem zainteresowania sprzedażą teleskopu w kraju. Oprawa marketingowa, opakowania, sieć dystrybucji… w wypadku tak niszowego produktu?
Handel wewnętrzny i wymiana towarowa między krajami bloku wschodniego były ekonomiczną fikcją. To prawda, że eksport na Zachód stanowił jedyne źródło napływu „prawdziwego” pieniądza z zewnątrz. Jednak skala produkcji i eksportu T50x70 była mikroskopijna – w kategoriach makroekonomicznych i z punktu widzenia władz państwowych – praktycznie żadna. Po blisko 20 latach, zyski ze sprzedaży zamknęły się zapewne kwotą rzędu kilkuset tys. dolarów… Czemu służyło to niejasne przedsięwzięcie, w którego koszty wliczyć trzeba także przypieczętowanie kompromitującego braku jakiegokolwiek instrumentu astronomicznego na rynku polskim? A może wcale nie chodziło o pieniądze?
Nie mam pojęcia, choć wystarczy zwykły kalkulator i w miarę czuły nos by zorientować się, że coś tu się nie zgadza. Przyglądając się sieci dystrybucji zorganizowanej w krajach zachodnich, odnajdziemy w niej obecność (wówczas obowiązkową) tzw. „central handlu zagranicznego” takich jak Varimex, o których wiadomo, że były inflitrowane i wykorzystywane przez PRL-owskie służby specjalne jako przykrywka dla działalności wywiadowczej. Jeżeli pytania te są zasadne, to do obowiązków funkcjonariuszy ulokowanych w takich instytucjach należała troska o to, byśmy nigdy nie poznali na nie odpowiedzi…
Poor man’s Questar patrzy w górę
Tymczasem na rynku amerykańskim produkt PZO musiał mierzyć się z legendą Questara. Te niewielkie Maksutowy produkowane w USA od lat 50-tych zyskały tam status prawdziwie kultowych, a ich ceny sięgają wielu tysięcy dolarów. Nie umiem ich ocenić, bo nie mam z nimi żadnych osobistych doświadczeń. Pozostaje faktem, że jest to marka pozycjonowana jako absolutny high-end, będąca w USA przedmiotem westchnień i marzeń.
Okazuje się, że nasz szkolny „maczek” doczekał się w Ameryce określenia „poor man’s Questar”, z którym spotkałem się na jednym z forów astronomicznych. Czy zważywszy na niezwykły status Questara, jest to nobilitacja, czy może zupełnie odwrotnie? Powiedzmy od razu, że to samo określenie stosowane jest np. wobec Meade ETX90 – pięknie wykonanego maka o znakomitej, amerykańskiej optyce i urzekającym, błękitno-metalicznym tubusie. Oba teleskopy bywają wymieniane w dyskusjach jako ekonomiczna alternatywa dla Questara i nie mam wątpliwości, że jest to wobec nich dowód uznania.
Określenie to w odniesieniu do T50x70 wydaje się jednak o tyle niecelne, że pomija kontekst powstania instrumentu. Poświęciłem sporo uwagi perypetiom związanym z uruchomieniem produkcji i próbami uzyskania egzemplarzy dla indywidualnych odbiorców aby pokazać, że cechy i historia tego teleskopu wynikają raczej z decyzji i możliwości producenta niż z oczekiwań i możliwości klientów. Jeśli już, jest to raczej „poor manufacturer’s Questar„, a jego prosta, może nawet nieco siermiężna konstrukcja jest odzwierciedleniem zgrzebnych realiów technologicznych w Polsce przełomu lat 50-tych i 60-tych, gdy na fali „odwilży” po 1956 roku kraj usiłował podnieść się po traumie stalinizmu.
Historia T50x70 to również historia ludzi, którzy próbowali stworzyć w tych warunkach coś wartościowego – mimo dotkliwych ograniczeń, czasem tylko dlatego, że dostrzegli taką możliwość. Wydaje się, że powstanie tego teleskopu jest przykładem determinacji, dzięki której łatwiej było w tamtych ciężkich czasach choć na chwilę podnieść głowę. I spojrzeć w górę.
Chciałbym podziękować kolegom z forum CloudyNights.com oraz Astropolis.pl za pomoc i podzielenie się niezwykle wartościowymi materiałami ilustracyjnymi:
– Artur Papaj (Astropolis.pl)
– Aurora (Astropolis.pl)
– Ben Bajorek (ColudyNights.com)
– Dave Trott (CloudyNights.com)
– Izonix (Astropolis.pl)
– Robert ’clamchip’ (Cloudynights.com)
– Steve_M_M (CloudyNights.com)
Korzystałem także z materiałów ilustracyjnych Narodowego Archiwum Cyfrowego (nac.gov.pl), archiwów miesięcznika Urania (urania.edu.pl) Wikipedii oraz TELESCOPE::Classics (wiki.telescopeclassics.com)
Zobacz także:
- PZO T50x70 – Polish school telescope of the millennium – English version of this article
- Meade ETX90 – raport z crash testów
- Pożegnanie z Meade ETX70