Choć od wielu lat nieprodukowany, refraktor ten pozostaje nadal popularny, pojawiając się stale na internetowych portalach ogłoszeniowych i giełdach sprzętu. Stosunkowo atrakcyjna cena zestawu wyposażonego w montaż z systemem typu GoTo sprawia, że wiele osób zastanawia się nad wyborem tego modelu. Czy rzeczywiście warto? Ja właśnie zdecydowałem się z nim rozstać. Oto garść informacji, a także moich wrażeń dotyczących tego instrumentu.
Podstawowe fakty
Meade ETX70 to refraktor achromatyczny o średnicy 70 mm i ogniskowej 350 mm. Obiektyw o świałosile f/5 jest ruchomy – zastosowano tutaj system ogniskowania znany z teleskopów Maksutowa czy Schmidta-Cassegraina, czyli umieszczone z tyłu pokrętło poruszające tym razem nie lustrem, a obiektywem. Podobnie jak w większych makach z serii ETX (więcej na jej temat tutaj), tylna cela kryje uchylne lusterko typu „flip mirror” pozwalające na przełączanie się pomiędzy widokiem z lusterka i bezpośrednim obrazem widocznym na tylnym porcie, w którym montowany jest dołączony do zestawu pryzmat Amiciego, przeznaczony przede wszystkim do obserwacji ziemskich. W przeciwieństwie do większych modeli nie ma tu szukacza – dołączony do zestawu okular MA 25 mm pozwala uzyskać powiększenie 14x, które można uznać za komfortowe do wyszukiwania obiektów.
Teleskop oferowany jest na bardzo lekkim statywie aluminiowym. Towarzyszy mu – podobnie jak w innych modelach serii ETX – widłowy montaż wyposażony w napędy i komputerowy system Autostar. Sterowany jest uproszczonym pilotem z jednowierszowym wyświetlaczem. Przewidziano jedynie zasilanie bateryjne 6xAA (brak gniazda dla zasilacza).
Całość pomyślana jest jako kompletny, lekki zestaw mobilny, zawierający wszystko co potrzebne aby zorganizować sobie obserwacje (również ziemskie) w niemal dowolnym miejscu. Znajdziemy tutaj zatem nie tylko przyzwoicie wykonany, zgrabny plecak transportowy, ale także 3 okulary 1,25” oznaczone jako MA 25 mm, MA 12 mm i MA 4 mm. Do tego soczewka Barlowa 3x oraz pryzmat Amiciego. Okulary (skrót MA oznacza Modified Achromatic) to prawdopodobnie 3-elementowe konstrukcje Kellnera – więcej na ten temat tutaj.
Jakość optyki
Wyposażając zestaw w okular 4 mm i soczewkę Barlowa 3x, producent umożliwił uzyskanie powiększenia przekraczającego 260x. To zdecydowanie powyżej możliwości obiektywu o średnicy 70 mm, dla którego granicą rozsądku w normalnych warunkach jest powiększenie rzędu 150x. Powiększenia tego nie warto przekraczać – również ze względu na zauważalną aberrację chromatyczną, nieuniknioną w wypadku układu achromatycznego o tak dużej światłosile. Mowa zwłaszcza o wykorzystaniu dość kiepskiej jakości soczewki Barlowa, która wzmaga wyraźnie chromatyzm. Podobny efekt widoczny jest w wypadku okularu 4 mm. Uzyskanie dużych powiększeń przy tak krótkiej ogniskowej wymaga po prostu akcesoriów naprawdę wysokiej jakości.
Mimo, że nie jest to apochromat, a aberracja chromatyczna daje się we znaki, obiektyw oceniam bardzo dobrze – jako jeden z głównych atutów tego modelu. Obraz jest uderzająco klarowny, kontrastowy i zaskakująco jasny. Robi wrażenie czystego i precyzyjnego – jak na dobry refraktor przystało. Najwyraźniej nie oszczędzano tu na powłokach antyrefleksyjnych – teleskop miażdży po prostu lornetki z podobnego poziomu cenowego pod względem transmisji. Wydaje się, że to właśnie tego typu „lornetkowe” zastosowania są jego najmocniejszą stroną. Zwłaszcza, że dające mniejsze powiększenia, „kitowe” okulary 12 i 25 mm zapewniają całkiem dobry obraz, mimo dość ograniczonego pola widzenia.
Statyw i montaż
Stabilność statywu przegrała w tym modelu z troską o mobilność. Statyw jest bardzo lekki – ale chwiejny. Sytuacji nie poprawia wykonany głównie z plastiku montaż widłowy z systemem Autostar. Po wyłączeniu napędów staje się on bardzo toporny i nieporęczny. Obracanie nim – zwłaszcza w osi pionowej – idzie ciężko, skokowo, utrudniając bardzo precyzyjne celowanie. Sytuacja poprawia się po włączeniu napędów, jednak i tutaj występują problemy z płynnością pracy. Niewyważony tubus i ciężki obiektyw wiszący z daleka od środka ciężkości powodują, że ruch napędu w osi poziomej nie jest płynny i odbywa się z wyraźnym trudem. Gdyby popuścić w niekontrolowany sposób śrubę dociskową unieruchamiającą tubus, opadłby on po prostu obiektywem w dół – taka konstrukcja wydaje się przeczyć elementarnej zasadzie pracy montaży i napędów, która mówi o wyważeniu zamocowanych obiektów.
Domyślać się można, że sytuacji nie poprawia duża ilość plastiku. Nietypowa konstrukcja utrudnia samodzielną regulację czy smarowanie. Statyw i montaż oceniam zdecydowanie jako najsłabsze elementy zestawu.
Plastikowe oszczędności
Nadmiar plastiku to zarzut stawiany wszystkim modelom z serii ETX, jednak w wypadku najtańszych refraktorów staje się on wyjątkowo aktualny. Plastikowa jest tylna obudowa mieszcząca lusterko flip mirror i dwa porty wyjściowe. Plastikowy jest odrośnik, który trzeba demontować po każdej obserwacji aby zaślepić obiektyw plastikową zatyczką. Plastikowe są też akcesoria – tuleje okularów, soczewki Barlowa, a nawet pierścień mocujący pryzmat Amiciego do tylnego gwintu ETX, który przy mocniejszym dokręceniu po prostu pęka. Uczucie dominacji plastiku potęgują trzeszczące dźwięki wydawane przez montaż podczas prób ręcznego sterowania teleskopem.
Dla kogo ETX70?
Przyglądając się instrumentom z serii ETX trudno pozbyć się wrażenia, że ich konstruktorzy mieli w pamięci ideę znaną jako „observatory in a shoebox” oraz sukces kojarzonego z tym hasłem, słynnego amerykańskiego Questara, któremu udało się zaproponować wszechstronne, samowystarczalne zestawy obserwacyjne o bardzo wysokiej jakości optycznej, zapewniające jednocześnie wysoki komfort i znakomitą funkcjonalność.
Wszechstronność bywa w wypadku sprzętu tego typu podszyta obawą, że „jeśli coś jest do wszystkiego, to tak naprawdę jest do niczego”. Przykład Questara pokazuje, że nie zawsze tak bywa – ale potrafi to wówczas kosztować grube tysiące dolarów. Producent ETX70 usiłował uzyskać ten efekt, tyle że w sposób oszczędnościowy. ETX70 daje się zastosować na różne sposoby i w różnych sytuacjach – ale w żadnej z nich nie jest naprawdę mistrzem. Trudno wskazać aspekt konstrukcji tego modelu, który można by uznać za naprawdę udany.
Mimo tych zastrzeżeń wydaje się, że refraktor Meade pozostaje ciekawą propozycją dla początkujących, dla których jego uniwersalność może być ważnym argumentem. Obrazy uzyskiwane przy ograniczonych powiększeniach robią bardzo dobre wrażenie – nawet w wypadku Księżyca. Dyskusje na forach astronomicznych pokazują z resztą, że ETX70 ma swoich zwolenników również wśród bardziej doświadczonych obserwatorów.
Największym atutem jest moim zdaniem tuba optyczna, choć chcąc być pewnym wykorzystania maksimum możliwości obiektywu, należałoby uwolnić się od pośrednictwa wbudowanego lusterka i doinwestować ją, kupując standardowy visual back oraz adapter, pozwalający na zamocowanie go do tylnego gwintu ETX.
Sam zdecydowałem się rozstać z tym modelem mając do dyspozycji inne instrumenty. Największym mankamentem był dla mnie montaż utrudniający używanie teleskopu bez prądu i napędów, eliminujący go praktycznie z zastosowań typu „grab&go” – szybkich obserwacji niewymagających długich przygotowań. Nie było między nami „chemii”. Niewykluczone jednak, że gdybym miał okazję kupić samą tubę optyczną i pomajsterkować, umieszczając ją na jakimś wygodniejszym i prostszym montażu, rozważyłbym ponowny romans z ETX70.
Zobacz także:
- Meade ETX90 – raport z crash testów
- Meade ETX90 – pomysły na upgrade
- PZO T50x70 – polski teleskop szkolny tysiąclecia
- Neksio otwiera oko. Celestron Nextstar 8SE – Pierwsze Światło
- Przeprosiny z SCT