Kiedy pracowałem nad artykułem na temat naszego szkolnego teleskopu meniskowego PZO T50x70 wspomniałem, że jest on jednym z dwóch modeli porównywanych w USA do słynnego Questara. Drugim, wymienianym w dyskusjach na forach astronomicznych jako tańsza alternatywa kosztownej amerykańskiej legendy, jest Meade ETX90.

Niedługo potem trafiłem w Niemczech na ofertę sprzedaży wyjątkowego egzemplarza ETX90. W zgodnej opinii większości użytkowników, głównym mankamentem standardowej wersji tego teleskopu jest skomputeryzowany, widłowy montaż – oceniany jako kapryśny, zawodny i słabo wykonany, na co składa się przede wszystkim duża ilość zastosowanego tam plastiku. Z kolei optyka tego niewielkiego maka uchodzi za znakomitą, niewiele (i tylko w wyjątkowych warunkach) ustępującą jakości Questara. Stąd określenie poor man’s Questar, które stosowane bywa również wobec stale cenionego w Ameryce maka PZO.

Wytrawni obserwatorzy różnicę upatrują głównie w komforcie użytkowania, kulturze pracy, funkcjonalności i ergonomii. Plastikowy montaż Meade zdecydowanie obniża punktację w tym zakresie. Z tego powodu wiele osób demontuje tubę optyczną ETX-a, przenosząc ją na prostsze, lżejsze i wygodniejsze montaże. Okazuje się jednak, że ETX90, którego początki sięgają lat 90-tych, produkowany był kiedyś również w mało znanej wersji „spotting scope”. Na taki właśnie „rodzynek” udało mi się właśnie trafić.

Wariant ten, przeznaczony głównie do obserwacji ziemskich i pozbawiony zmotoryzowanego montażu, przystosowany był do mocowania na zwykłym statywie fotograficznym. Wygląd zdecydowanie na tym zyskał – obudowa nie została zeszpecona otworami na śruby mocujące tubus w montażu widłowym. Dodatkowym atutem znalezionego przeze mnie egzemplarza są powłoki UHTC (Ultra High Transmission Coating), oferowane od 2002 r. jako dodatkowo płatna opcja i poprawiające wg producenta transmisję o ok. 15%.

Podstawowe fakty

Meade ETX90 był pierwszym modelem z serii ETX, który zadebiutował w 1996 r. Linia ETX poszerzana była w następnych latach o kolejne modele – zarówno większe warianty w systemie Maksutowa-Cassegraina (110, 125 mm) jak i mniejsze refraktory (60, 70, 80 mm). Serię tych niewielkich teleskopów uzupełniono w 2009 r. o model ETX-LS (150 mm), w którym zamiast menisku, zastosowano korektor Schmidta. Po wycofaniu się z produkcji tych teleskopów w latach 2009-2011, w 2016 przywrócono produkcję modeli 90 i 125 mm. Gdzie się je obecnie produkuje? Można się tylko domyślać… Mój egzemplarz pochodzi prawdopodobnie z początku wieku. Widoczny na celi menisku napis „Optics made in U.S.A.” zastąpił później enigmatyczny napis „U.S.A.”, a na części współczesnych modeli amerykański ślad zupełnie zniknął.

ETX90 jest reflektorem o średnicy 90 mm i ogniskowej 1250 mm, co daje światłosiłę na poziomie 1:13,8. Obstrukcja centralna wynosi 31%. Teleskop wyposażony jest w lusterko typu „flip mirror” pozwalające na przełączanie się pomiędzy widokiem z lusterka i bezpośrednim obrazem widocznym na tylnym porcie wyposażonym w gwint ETX (M35x1), w którym standardowo montowany jest pryzmat Amiciego, przeznaczony przede wszystkim do obserwacji ziemskich. Po zastosowaniu odpowiedniego adaptera, do gwintu ETX można dokręcić standardowy visual back i korzystać z własnej kątówki zamiast z wbudowanego lusterka, które bywa w niektórych egzemplarzach niezbyt precyzyjnie zamocowane. Pozwala to nie tylko lepiej kontrolować jakość obrazu, ale ułatwia też obserwacje, umożliwiając obracanie okularu wokół osi optycznej, pochylenie go na bok jeśli jest zbyt wysoko itp.

Dostęp do nieruchomego okularu komplikuje dodatkowo szukacz, będący jednym z mankamentów tego modelu. Producent zmieniał jego koncepcję pod wpływem krytycznych uwag użytkowników, zastępując szukacz prosty wersją kątową, jednak nie przyniosło to zdecydowanej poprawy. Umieszczenie go bez minimalnego nawet dystansu, niemal na oprawie celi sprawia, że, trudno jest się zmieścić usiłując zbliżyć oko do okularu. Winowajcą jest być może znowu plastik, z którego wykonana jest konstrukcja obudowy tylnej celi, utrzymująca szukacz. Większy dystans i ramię siły naraziłoby ją na pokruszenie w razie uderzenia. W najnowszych wersjach szukacz zastąpiono celownikiem typu red-dot. Nie wiem czy poprawiło to dostęp do okularu – mój egzemplarz wyposażony jest w szukacz kątowy.

Hybrydowy montaż lidelkowy

Długa historia tego modelu, wykorzystującego współczesny standard obsady akcesoriów 1,25” rodzi pytania, czy można go już zakwalifikować do kategorii „teleskopy klasyczne”? Na forum CloudyNights, w dziale „Classic Telescopes” istnieje osobny wątek poświęcony ETX90, a znawcy tematu biorący udział w dyskusji nie mają wątpliwości, że zasługuje on już na miano „klasyka” – zwłaszcza jeśli chodzi o pierwsze egzemplarze wyprodukowane na przełomie wieków. Wiek mojego egzemplarza oceniam na ok. 20 lat – pochodzi on z okresu gdy oferowano już powłoki UHTC, dostępne od 2002 r.

W takiej sytuacji postanowiłem podkreślić klasyczny charakter instrumentu, umieszczając go na drewnianym statywie i montażu wzorowanym na słynnym modelu Mizar K.

Konstrukcja jest hybrydą wykorzystującą drewniany statyw pochodzący z refraktora Bresser 60 mm – jednego z ostatnich „klasycznych” modeli oferowanego przez tego producenta jeszcze w latach 90-tych. Statyw został poddany renowacji, usunąłem ohydną czarną kryjącą farbę i odsłoniłem fakturę drewna, bejcując je i zabezpieczając satynowym lakierem bezbarwnym.

Montaż natomiast… – ano właśnie! Pochodzi z popularnego Skyluxa, którego kupić można od czasu do czasu nawet w Lidlu… Konstrukcja wzorowana jest na klasycznym japońskim Mizarze i mimo, że koła zębate wykonane są z tworzywa, całkiem dobrze radzi sobie z tego typu niewielkimi obciążeniami. Kluczem do sukcesu jest tutaj odpowiednie wyregulowanie montażu. Kilka drobnych zabiegów stylistycznych takich jak wymiana niektórych śrub czy zaślepienie plakiety z logo Bresser sprawia, że montaż wygląda jak prawdziwy „klasyk”, zachowując kompatybilność ze współczesnym standardem szyn montażowych. Całość pozostaje bardzo lekka i wygodna w przenoszeniu – również po zamontowaniu ważącej ok. 3 kg tuby optycznej.

Crash testy

No co… – że teleskopów nie poddaje się crash testom? Ja poddaję – już niejeden poddałem, nie chwaląc się! Nie inaczej było i tym razem. Pierwszy test nastąpił już w czasie transportu. Nie wiem jakie wyzwania musiał po drodze pokonać mój ETX, ale dotarł do mnie z uszczypniętym zwierciadłem głównym. Początkowo sądziłem, że to wada, którą zataił przede mną sprzedający. Ale ten zaklinał się na wszystko, że ubytku na powierzchni lustra nie widział. A że ukrywał się w Niemczech i nie mogłem przeprowadzić sprawdzenia polegającego na głębokim spojrzeniu mu w oczy, pożegnałem się z nim w końcu życząc mu wszystkiego dobrego. Mógł mieć rację – po zdjęciu menisku, odspojony fragment powierzchni lustra o rozmiarach ok. 9×5 mm wypadł sugerując, że jest to świeże uszkodzenie.

Ubytek niespecjalnie mnie zmartwił. Jego powierzchnia to zaledwie 0,7% powierzchni lustra – skala porównywalna z powierzchnią zajmowaną przez znacznik kolimacji na zwierciadłach newtonowskich. Bardziej martwiła mnie przyczyna punktowego odspojenia, powstałego w transporcie. Czy w lustrze nie ma nieprawidłowych naprężeń, które mogłyby się ujawnić z czasem w formie kolejnych odspojeń powłok, albo nawet pęknięcia lustra w całej masie? Może ktoś próbował manipulować przy śrubach kolimacyjnych, doprowadzając do powstania nieprawidłowych nacisków? W takich warunkach każde kolejne uderzenie mogłoby doprowadzić do katastrofy…

Obaw było więcej. Model ten uważany jest za dość kapryśny jeśli chodzi odporność na uderzenia. Zdarzają się egzemplarze, w których dochodzi do utraty właściwej pozycji lusterka uchylnego, albo takie, w których odpada baffel podklejony do menisku, wokół lusterka wtórnego (p. zdjęcie powyżej). Wiem, że niektórzy koledzy w USA rozkręcają ETX-a co kilka miesięcy aby sprawdzać, czy baffel nie zaczyna się odspajać, co grozi upadkiem na lustro główne. Wprawdzie wstępna kontrola kolimacji nie wskazywała na jakiekolwiek problemy z ustawieniem zwierciadła głównego czy lusterka uchylnego, a baffel trzymał się dobrze, ale wątpliwości pozostały.

Wstępne testy kolimacji przeprowadzone na sztucznej gwieździe własnej roboty. Widoczny ubytek na powierzchni zwierciadła głównego.

Na szczęście zostały one rozwiane przez crash test nr 2. Oto bowiem, zanim opracowałem sposób na umieszczenie teleskopu na lidelkowym montażu, zamontowałem go tymczasowo na starym, drewnianym statywie fotograficznym. I ten statyw złożył się w nocy… Jedna ze śrub trzymających rozkładane nogi puściła, noga się złożyła, a teleskop runął na ziemię ze sporej wysokości.

Kiedy żona obudziła mnie rano anonsując katastrofę, w pierwszej chwili uznałem, że widać nie jest mi pisany ten model. Jest to już drugi egzemplarz ETX90 jaki trafił w moje ręce. Pierwszego pozbyłem się zniechęcony uszkodzeniami plastikowych elementów montażu, a potem trochę żałowałem. Czyżbyśmy znowu mieli się minąć?

Gdy zebrałem poszkodowanego z podłogi, ze zdziwieniem stwierdziłem, że optyka pozostała nietknięta. Podobnie tubus, cela menisku, obudowa tylnej celi. Jedynym widocznym efektem upadku było wyłamanie elementów trzymających stopkę szukacza. Chodzi o fragment małej kieszonki, w którą wsuwa się stopkę oraz metalowe gniazdo śruby, którą dokręca się szukacz. Jedna z plastikowych śrub pozycjonujących szukacz straciła łeb, zgilotynowaniu uległa także metalowa śruba mocująca okular w tulei pryzmatu Amiciego. Wkleiłem bez trudu wyłamane fragmenty, a stopkę podkleiłem dodatkowo taśmą dwustronnie klejącą 3M. Zgilotynowaną śrubę wymieniłem – i po upadku nie pozostał żaden widoczny ślad.

Lustro główne nie pękło – moje obawy o obecność szkodliwych naprężeń były bezpodstawne. W przeciwnym razie nie przeżyłoby ono chyba upadku z takiej wysokości. Baffel wokół lustra wtórnego ani drgnął. Podobnie pozycja zwierciadła głównego i lusterka uchylnego. Ponowne testy kolimacji nie pokazały żadnych różnic w stosunku do stanu poprzedniego, a obraz w okularze prezentuje się równie imponująco jeśli chodzi o precyzję detalu. Wygląda na to, że solidna pokrywa menisku (wykonana z zaślepki rynnowego otworu rewizyjnego) oraz improwizowane zaślepki zastosowane w szukaczu i tulejach okularowych, ochroniły teleskop przed skutkami upadku.

Nie muszę dodawać, że wierny ETX ujął mnie swoją lojalnością i tym jak dzielnie zniósł próby zgotowane mu przez okrutny los. Zrozumiałem, że trafiłem na wyjątkowy, zdeterminowany egzemplarz, a dramatyczne wydarzenia związały nas na dłużej!

W oczekiwaniu na Pierwsze Światło

Mimo upływu wielu dni, nie miałem okazji uczciwie potestować ETX-a pod nocnym niebem. Musiałem zadowolić się obserwowaniem obiektów w domu – najczęściej tych świecących, czyli opraw oświetleniowych i abażurów lamp. Szeroki zakres ogniskowania pozwala uzyskać ostrość nawet na bardzo bliskich obiektach. I jest to ostrość imponująca.

Przy małym, kilkumetrowym dystansie ujawnia się jednak mocno efekt dyfrakcji. Widać go również w dobrej jakości achromatach, z którymi porównywałem obraz, ale w maku staje się on wyraźniejszy. Pojawia się jako rodzaj obwódki czy konturu rysującego się wokół punktowych lub liniowych obiektów – takich jak faktura chropowatego tworzywa sztucznego, albo nić pajęcza zwisająca z krawędzi lampy.

Powodem nasilonej obecności tego efektu w teleskopie Maksutowa jest lusterko wtórne i związana z nim 31-procentowa obstrukcja centralna. Symulacja wykonana w programie Aberrator pokazuje jak wygląda różnica obrazu w ognisku (maksymalna ostrość) pomiędzy instrumentem z zerową oraz 31% obstrukcją:

Miałem tylko jedną, krótką okazję aby poobserwować Księżyc podczas przerwy w chmurach. Zacząłem od zooma GTO 7,4-22 mm i dojechałem do końca skali, uzyskując maksymalne powiększenie (ok. 170x) bez poczucia, że obraz zaczyna się degradować. Mocno zdziwiłem się, gdy sięgnąłem po kolejnego zooma – planetarnego Televue 3-6 mm – i ponownie dojechałem do końca skali, co oznaczało powiększenie 417x…

Wiem wiem – niektórzy pokiwają z politowaniem głową. Oczywiście obraz stał się już stosunkowo ciemny, a w obserwacjach zaczęły wyraźnie przeszkadzać męty w ciele szklistym w oku, które ujawniają się przy dużych powiększeniach. Ale w chwilach dobrej widoczności, teleskop stale pokazywał detale z bardzo dobrą ostrością i nie miałem wrażenia, że jest to już tylko sztuczne „pompowanie” powiększenia bez żadnego obserwacyjnego uzasadnienia.

Czy widziałem efekt dyfrakcji na odległym Księżycu? Cóż – gdybym wcześniej nie uświadomił sobie jego istnienia obserwując lampę w kuchni, w ogóle bym o tym nie myślał. Jednak pamiętając o kuchennym odkryciu, parokrotnie zastanawiałem się, czy dodatkowy kontur widoczny wzdłuż krawędzi niektórych kraterów położonych w kontrastowo oświetlonych rejonach terminatora to faktyczne, tarasowe formacje na zboczach, czy może właśnie dyfrakcja, która daje o sobie znać przy bardzo dużych przekroczeniach zalecanego powiększenia – mimo że obiekt jest w praktyce nieskończenie odległy?

Znalezienie odpowiedzi na to ciekawe pytanie będzie jednym z pierwszych zadań obserwacyjnych stojących przed ETX-em. Niech no tylko pogoda się poprawi, to od razu zagonię go do roboty. Zobaczymy, czy jest taki twardy!

Zobacz także:

Loading

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *